W niedzielę chciałam założyć moją ulubioną bluzkę, ale okazało się, że jakimś cudem pochlapałam ją wybielaczem i w widocznych miejscach są plamy, których nie da się nijak zamaskować.
Trochę poprzeklinałam na swoje gapiostwo a bluzkę rzuciłam w kąt.
Miałam ją wyrzucić, ale stwierdziłam, że taka fajna bluzka jeszcze do czegoś się przyda.
W czeluściach kufra wyszukałam poduszkę bez przydziału, przymierzyłam do bluzki i ...
po 20 momentach i dwóch kawach powstała pasiasta powłoczka. Uszyta najprościej jak się da, czyli ręcznie zeszyte dwa boki, dłuższy i krótszy, wsadzony wkład i zaszyty dół (fabryczny dół bluzki). Minimum roboty, maksimum satysfakcji.
A z rękawów uszyłam dla Mamcina poduszeczkę w kształcie koła,
która w zależności od zabawy jest piłką, kierownicą lub kółkiem do toczenia.
Przy tej poduszeczce było trochę więcej pracy, bo najpierw trzeba było odciąć rękawy i wyciąć z nich dwa kółka, a z resztek bluzki wyciąć długi pasek. Potem nastąpiło mozolne ręczne szycie. Potem znowu zanurkowałam do mojej skrzyni ze skarbami i wywlekłam z niej woreczek z drobno pociętą gąbką i zaczęłam napełniać poduszkę.
Nie szło mi wcale, ale poszłam po rozum do łazienki i wzięłam tekturkę po papierze toaletowym (hurrra, niech żyje lenistwo!), wsadziłam ją do dziury w poduszce i napełnianie poszło już błyskawicznie, i na dodatek bez bałaganu. Potem zaszyłam ładnie dziurę i przyszyłam duże guziki.
I w ten sposób moja ulubiona bluzka została przerobiona na dwie udane poduszki i dostała drugie życie.
Ty utalentowana bestio :)
OdpowiedzUsuńSss
PS. Ale jestem wygadana :D