30 lipca 2010

Kolorowo.

W poprzednim wpisie pisałam o kolorowej, a zarazem brudzącej czynności.
Zachęcona poczynaniami np. Eguni, i ja poczułam nieodpartą chęć farbowania wełny.
Od jakiegoś czasu "chorowałam" na tęczową kauni lace. 
Niestety, ta włóczka jest poza moim finansowym zasięgiem. Marzyłam (i marzę dalej) o niej bardzo.
W końcu po przeczytaniu kilku blogów i przemyśleniu sprawy, wzięłam sprawę w swoje ręce i wybrałam się na zakupy. Kupiłam 100% wełnę i barwniki do tkanin.
Na szaleństwo wydałam 20 złotych.

W domu przewinęłam wełnę na sześć mniejszych motków, namoczyłam ją i rozrobiłam barwniki 


od lewej: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski i fioletowy.

Każdy moteczek ufarbowałam innym kolorem


żeby uzyskać efekt tęczy.

Potem zawinęłam to wszystko w folię spożywczą i gotowałam na parze około godziny.
Po wystudzeniu płukałam aż uzyskałam czystą wodę, a po wyschnięciu moja wełna prezentuje się tak:


Niestety, w trakcie farbowania kolory się trochę pomieszały i nie są tak czyste jakbym chciała, ale i tak jestem zadowolona z efektu.
Tęczowa wełenka już jest na drutach, i zrobię z niej kolorowy otulacz na ramiona.
Zachęcona powodzeniem, mam zamiar ufarbować jeszcze jeden motek, ale tym razem każdy kolor ufarbuję w osobnym pakieciku, żeby kolory były czystsze. 


W odpowiedzi na komentarze:
Motylek bardzo mnie zaskoczył! niby taki mały, a taki ciężki do wyszycia. Pewnym utrudnieniem było po pierwsze haftowanie na lnie, a po drugie duże rozstrzelenie krzyżyków.
Motylek uzyskał przebaczenie, i nie skończył w pudle, wisi na ścianie.
Eltea, zachęcam do mieszania tych mulin. Efekt za każdym razem jest zaskakujący!

29 lipca 2010

Mały motylek

W swoich przydasiach znalazłam stary ramko - tamborek, który był dołączony do wydawnictwa HAFT KRZYŻYKOWYPostanowiłam w końcu do czegoś go wykorzystać, bo co mi się będzie plątać po pudle. 
W tej samej gazetce, gdzie był wzór na dużego motyla, znalazłam wzory na mniejsze motyle, wybrałam najmniejszego i zabrałam się za haftowanie.


Myślałam, że taki mały motylek to pójdzie mi raz ,
dwa.
I tu się pomyliłam! z tą małą gadziną męczyłam się dwa przedpołudnia! Trzy razy myliłam się i prułam. Już miałam tym rzucić w kąt, ale postanowiłam się nie dać!
Skończyłam, ale jakąś szczególną sympatią do niego nie pałam. 

Wczorajszy wieczór poświęciłam bardzo kolorowej, a zarazem brudzącej czynności. Prawie mi wyszło to, co zamierzałam, a jak wyschnie to się pochwalę.

27 lipca 2010

Domowy recykling.

W niedzielę chciałam założyć moją ulubioną bluzkę, ale okazało się, że jakimś cudem pochlapałam ją wybielaczem i w widocznych miejscach są plamy, których nie da się nijak zamaskować.
Trochę poprzeklinałam na swoje gapiostwo a bluzkę rzuciłam w kąt.
Miałam ją wyrzucić, ale stwierdziłam, że taka fajna bluzka jeszcze do czegoś się przyda. 
W czeluściach kufra wyszukałam poduszkę bez przydziału, przymierzyłam do bluzki i ...


po 20 momentach i dwóch kawach powstała pasiasta powłoczka. Uszyta najprościej jak się da, czyli ręcznie zeszyte dwa boki, dłuższy i krótszy, wsadzony wkład i zaszyty dół (fabryczny dół bluzki). Minimum roboty, maksimum satysfakcji.

A z rękawów uszyłam dla Mamcina poduszeczkę w kształcie koła,


która w zależności od zabawy jest piłką, kierownicą lub kółkiem do toczenia.
Przy tej poduszeczce było trochę więcej pracy, bo najpierw trzeba było odciąć rękawy i wyciąć z nich dwa kółka, a z resztek bluzki wyciąć długi pasek. Potem nastąpiło mozolne ręczne szycie. Potem znowu zanurkowałam do mojej skrzyni ze skarbami i wywlekłam z niej woreczek z drobno pociętą gąbką i zaczęłam napełniać poduszkę. 
Nie szło mi wcale, ale poszłam po rozum do łazienki i wzięłam tekturkę po papierze toaletowym (hurrra, niech żyje lenistwo!), wsadziłam ją do dziury w poduszce i napełnianie poszło już błyskawicznie, i na dodatek bez bałaganu. Potem zaszyłam ładnie dziurę i przyszyłam duże guziki.
I w ten sposób moja ulubiona bluzka została przerobiona na dwie udane poduszki i dostała drugie życie.

25 lipca 2010

Kolorowy motyl.

Wyhaftowałam coś bajecznie kolorowego.
Takich kolorów to jeszcze u mnie chyba nie było!
W drugim, większym tamborku wyhaftowałam motylka.
 Motylka wyhaftowałam mulinami, które dostałam od Iwony.
Użyłam pięciu zestawów kolorystycznych ręcznie farbowanej muliny. 
Długo podziwiałam i obmacywałam te muliny, aż w końcu nadszedł taki dzień, że nie wytrzymałam i musiałam je do czegoś użyć! W stosiku z prasą robótkową, wypatrzyłam gazetkę z wzorami na firanki, a w niej motylki! i już wiedziałam do czego tych cudownych mulin użyję!
Haftowałam dwa dni (z przerwami), zachwycając się kolorami i tym jak się pięknie łączą ze sobą.
Kolorowy motylek wisi w przedpokoju i cieszy moje oczy.



 

19 lipca 2010

Obrazek w tamborku.

Miałam ochotę na małe robótkowe co nieco, więc wyhaftowałam sobie wczoraj małą lilijkę.


Wzór na małą i szybką w haftowaniu lilijkę znalazłam na blogu Penelopis.
Zajrzyjcie tam, bo Penelopis projektuje prześliczne jednokolorowe wzory, które można wykorzystać na wiele sposobów.

Stary tamborek, który dostałam od Sylwii, pomalowałam białą farbą. Passe-partout jest zrobione z resztek wzorzystego materiału metodą aplikacji odwrotnej.
A całość zamocowana w tamborku. Passe - partout przyszyte do lnianego płótna za pomocą małych perełek.  
Obrazek wisi w przedpokoju zasłaniając paskudną dziurę po kablu.
Zastanawiam się, czy pomalować tę śrubę, czy zostawić ją taką nie pomalowaną? a może ją jakoś zamaskować? żeby można było obrazek ściągnąć do prania.
 
 

17 lipca 2010

Zielona torebeczka.

Do zielonej koszulki na ramiączkach zrobiłam sobie niewielką torebkę.





 Koszulkę i włóczkę dostałam od mojej przyjaciółki Sylwii.
Torebkę i pasek zrobiłam na szydełku półsłupkami, a na klapkę wykorzystałam wzór znaleziony  na blogu U Antoniny.
Do środka torebki wszyłam "podszewkę" z ceratowego obrusu (tkanina lekko gumowana) dla lepszego usztywnienia.
Na torebkę zużyłam prawie 100gr wiskozy.
 

11 lipca 2010

Wycieczki dalsze i bliższe.

W minionym tygodniu wybraliśmy się na wycieczkę do 
Dino Parku w Rybniku.
Park nie jest wielki, ale dzieciakom podobało się bardzo. Niektóre z dinozaurów ruszają się i ryczą przerażająco.
Oprócz dinozaurów są jeszcze huśtawki, miejsca do siedzenia, wysysacze pieniędzy oraz piaskownica ze szkieletem dinozaura do odkopywania.

 

Ruchome i ryczące dinozaury.


Widok z Dino Parku na elektrownię w Rybniku.
Sam Dino Park przeznaczony raczej dla przedszkolaków, bo starsze będą zawiedzione małą ilością eksponatów. 


A druga wycieczka była całkiem bliska, ale bardziej forsująca!
Wybraliśmy się bowiem na wieżę kościoła farnego p.w. Wszystkich Świętych.




Po ponad sześciuset schodach, oczom naszym ukazały się wspaniałe widoki.



Na tym zdjęciu zaznaczyłam wieżowiec, w którym mieszkam.

Widoki z wieży są obłędne! całe Gliwice jak na dłoni. A przy lepszej pogodzie podobno widać Beskidy. Wczoraj można było się dopatrzyć Góry Św. Anny.
Na wieżę wchodzi się najpierw po kręconych kamiennych schodach, potem są schody drewniane (o wygodzie drabiny z poręczami), potem znowu schody kamienne kręcone i już się jest na miejscu. Powyżej tego miejsca jest jeszcze jeden poziom, ale niedostępny dla zwiedzających, na który można wejść po kręconych metalowych schodach.
Wejść na wieżę nie było łatwo, ale zejście to dopiero przeżycie!

Jak ktoś ma ochotę, to wejścia na wieżę są w wakacje, w każdą sobotę i niedzielę o 16.oo i 17.oo. Wchodzi się z przewodnikiem PTTK, a za 5 zł mamy co wspominać przez długi czas!

6 lipca 2010

Kolczyki.

Z motylkami oczywiście.

  
Jakie są każdy widzi i stanowią komplet z bluzką i torbą z poprzedniego wpisu.
 

4 lipca 2010

Bluzka z motylkami.

Tak mi się spodobały motylki, że zrobiłam ich siedem i przyszyłam do dekoltu białej bawełnianej bluzki.


Do bluzki przyszyłam je za pomocą maleńkich guziczków, które dostałam kiedyś od Muscat.
Guziczki są tak małe, że przewleczenie dwukrotnie nici wiązało się z niemałym trudem, dlatego nie wszystkie dziurki w guziku są wykorzystane.


Środkowy motylek jest trochę większy. W ostatnim okrążeniu zamiast pojedynczego słupka zastosowałam słupek podwójnie nawijany.

A bluzka z motylkami pasuje mi do tej torby:


torba była dodatkiem do "Tiny", i jak tylko ją zobaczyłam to już była moja!
Teraz na kąpielisko nie jeżdżę już z papierową torbą z Billi.
Mam jeszcze ochotę na motylkowe kolczyki, ale po bigle muszę się wybrać do centrum.

Zmagania z torbą na plac zabaw można śledzić na blogu : Robótki w podróży 2010.